Dziś wpis pod wpływem moich doświadczeń z prób negocjacji umowy z dużym podmiotem zajmującym się usługami marketingowymi. Tak, prawnik też zawiera umowy z dostawcami i też czasem odbija się od ściany.
Nazwę tej firmy (nazwijmy ją firmą X) pomijam bo tak na prawdę nie jest to istotne.
Niestety miałam zastrzeżenia co do całego procesu handlowego, który miał doprowadzić do zawarcia umowy i rozpoczęcia współpracy. Miał, bo do zawarcia umowy nie doszło. 🙂
Więc po pierwszych wybojach, zaczęłam się zastanawiać czy zaczynać z tą firmą współpracę, nawet jak dojdziemy do porozumienia co do kwestii prawnych.
Ale do rzeczy.
Większość osób, kiedy dostaje od dużej firmy umowę wraz z regulaminem na 10 stron drobnym druczkiem, zakłada, że albo ja podpisze albo nie ma szans na współpracę.
Traktuje tą umowę jako adhezyjną czyli take it or leave it.
Większość osób zawieranych umów nie czyta w ogóle, albo tylko pobieżnie. Nie trzeba dodawać, że kończy się to niemiłą niespodzianką.
Tłumaczenia „ja nie wiedziałem!” są z punktu widzenia przedsiębiorcy niezbyt mocnym argumentem.
Otóż, pamiętaj:
1. Każdą umowę możesz negocjować. Nie zawsze się uda, ale zawsze warto próbować.
Są modele działalności, które zakładają masowość i tam nie negocjuje się z klientem, albo robi się to w ograniczonym zakresie. W innych przypadkach w ogromnej większości, druga strona będzie z Tobą rozmawiać. Tylko Tobie się wydaje, że tak nie będzie.
2. Nie czytałeś, nie podpisuj.
Duże podmioty mają umowy sporządzone w ten sposób, żeby maksymalnie chronić swoje interesy. Liczą na to, że klient umowy nie przeczyta i w dużej mierze mają rację, że tak właśnie będzie.
Tutaj sprawdza się zasada, że jeżeli można przy zawieraniu umów należy trzymać się zasady duży z dużym, średni ze średnim i mały z małym. Wtedy każda ze stron ma podobną pozycję negocjacyjną i podobne szanse na zawarcie korzystnej dla siebie umowy.
A co w sytuacji, kiedy po skrupulatnym przejrzeniu umowy, mamy pytania i wątpliwości i życzymy sobie, aby firma, z którą chcemy rozpocząć współpracę wzięła to pod uwagę?
Wszystko zależy od tego, czy nasze wątpliwości dotyczą kwestii bardzo istotnych, czy możemy przymknąć na nie oko, ponieważ nie godzą w bezpieczeństwo prawne i finansowe zawieranej umowy.
W naszym przypadku, wątpliwości istotnych było kilkanaście. Wiedziałam, że bez ich zmiany nie zdecydujemy się podpisać umowy.
Były to między innymi takie kwestie:
- umowa zawarta na czas określony, bez możliwości wypowiedzenia dla Klienta (chciałam mieć taką możliwość, jeżeliby firma X nie wywiązywała się z umowy lub wywiązywałaby się nienależycie), za to firma X miała możliwość aby współpracę zakończyć bez podawania przyczyny za tygodniowym (!) wypowiedzeniem,
- wykluczona jakakolwiek odpowiedzialność majątkowa za wyrządzone szkody – brak odpowiedzialności za wykonywaną dla klienta pracę
- duża rozbieżność pomiędzy tym co przekazywał w rozmowach handlowiec a tym co było w treści umowy.
Podczas negocjacji usłyszałam takie argumenty:
- „ale przecież nie zdarzyło się jeszcze nigdy, żeby jakikolwiek klient chciał nam wypowiedzieć umowę bo coś nie tak robiliśmy, proszę mi wierzyć”.
- „My tylko raz wypowiedzieliśmy umowę, ale wina leżała po stronie klienta.”
Wszystko super, tylko wiem, że nawet najlepszej firmie może trafić się nieuczciwy pracownik i wyrządzić szkodę, a ja w takiej sytuacji chcę mieć możliwość zakończenia współpracy.
Zwłaszcza, że patrz pkt. 2.
- „cena usługi jest konkurencyjna i dlatego jesteśmy zmuszeni ograniczać ryzyko”, tylko, że ja nie chcę współpracować z firmą, która nie bierze na siebie ryzyka dobrej obsługi klienta. Rozumiem ograniczenie ryzyka, ale w tym przypadku firma X zupełnie je wyeliminowała.
- i tu jest wisienka na torcie i właściwie powód, dla którego publikuję ten wpis, bo firma X przekonywała mnie, że co prawda w umowie jest, że my jako klient możemy zgłaszać jedną poprawkę do wykonanego dzieła, ale w praktyce „zawsze wychodzimy do klienta i zawsze tych poprawek jest więcej”; „co prawda w umowie nie ma informacji, iż po jej zakończeniu przekazujemy dostęp do strony i kody źródłowe, ale w praktyce tak robimy”.
Taka argumentacja nastąpiła jeszcze co do innych kilku kwestii. Firma X przekonywała mnie, że w rzeczywistości robią inaczej, ale nie chcą zmienić umowy.
W tym miejscu, chciałabym Ci zwrócić uwagę na to, że:
- jeżeli podpiszesz umowę o konkretnej treści, to wiąże Cię ta umowa, a nie przekonywania handlowca, że „w rzeczywistości robią inaczej”
- jeżeli jesteś konsumentem masz większe prawa niż w przypadku relacji B2B, ale też musisz uważać na to, co podpisujesz,
- w żadnym przypadku handlowiec nie powinien wprowadzać Cię w błąd, ale jeżeli przekazuje Ci informacje odnośnie oferty czy umowy, powinny one być zgodne z jej treścią,
- jeżeli informacje przekazywane przez handlowca różnią się od treści umowy, wiąże Cię treść podpisanej umowy i w razie sporu co do jej wykonania nie możesz powoływać się na informacje, jakie uzyskałeś od handlowca.
Co się stanie jeżeli co innego mówił handlowiec a co innego jest w zawartej przez Ciebie umowie? Jeżeli jesteś konsumentem i potrafisz udowodnić wprowadzenie w błąd to możesz liczyć na to, że przy ewentualnym sporze sąd będzie po Twojej stronie.
W przypadku umów pomiędzy przedsiębiorcami, sprawa się komplikuje. Jako przedsiębiorca jesteś zobowiązany do należytej staranności, większej niż konsument.
W tym miejscu mogłabym się rozpisywać nad stanowiskiem Sądu Najwyższego, który jasno deklaruje, że przedsiębiorca jako profesjonalista powinien, mówiąc kolokwialnie, wiedzieć co robi i nie może tłumaczyć się nieznajomością przepisów i prawa.
Jednak moje doświadczenie pokazuje, że często sądy powszechne, zwłaszcza w sporach pomiędzy dużymi spółkami a drobnymi podmiotami, stosują podwójne standardy i traktują indywidualnego przedsiębiorcę jak konsumenta.
Podczas negocjacji z firmą X spotkałam się też z uwagą w naszą stronę, że chyba jesteśmy pierwszą firmą, która przeczytała cały regulamin i ma jakieś uwagi. Otóż to! Bo to powinien być standard. Po pierwsze, że umowy się czyta. Po drugie, że informacje handlowe są zgodne z treścią umowy.
PS 1 Chciałabym żyć w świecie, gdzie uścisk dłoni jest ważniejszy od słowa pisanego. Wtedy pewnie prawnicy byliby mniej potrzebni ;), ale żyłoby się prościej.
PS 2 Dbaj o swoje interesy i pamiętaj, że ważne jest to co podpisałeś, a nie to co obiecał Ci handlowiec. Nawet jeżeli zrobił to w dobrej wierze.
**********
Autor: Magdalena Bojaryn, radca prawny dla biznesu, przedsiębiorca.
Napisałam ten wpis, jak zawsze, żeby ułatwić Ci życie. Jeżeli uważasz, że jest przydatny, możesz go udostępnić przez FB lub LinkedIn. Będzie mi bardzo miło.
Jeżeli chcesz być na bieżąco możesz polubić naszą kancelarię na FB: Biznesove Kancelaria Radców Prawnych Kacprzyk Bojaryn. Możesz również dołączyć do nas na LinkedIn: Biznesove.
Znajdziesz mnie tutaj: Magdalena Bojaryn Facebook, Magdalena Bojaryn LinkedIn
{ 13 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Świetny wpis, Pani Mecenas 🙂 sam ostatnio odmówiłem podmiotowi zajmującemu się pozycjonowaniem w internecie. Niestety zbyt wiele firm chciałoby pobierać stałe wynagrodzenia za swoje usługi z jednoczesnym wyłączeniem swojej odpowiedzialności za cokolwiek. Takie zachowania trzeba piętnować.
Dziękuję Panie Mecenasie
a takie zrzekanie się odpowiedzialności w umowie to nie przykład klauzuli abuzywnej?
to tak jakby lekarz powiedział, że nie bierze odpowiedzialności za operację
A klauzule abuzywne, to nie tylko w przypadku konsumentów są?
a jeśli pacjent idzie prywatnie i płaci za usługę? to pacjento-klient
kiedyś była duża dyskusja, bo szpitale wpisywały w formularzach zgód na zabieg zapis ,, pacjent zrzeka się roszczeń w stosunku do szpitala” i takie coś było niedozwolone, a przez sądy odczytywane jak zmuszenie kogoś do podjęcia danej decyzji
myślę, że w przypadku umów może być podobnie
w przypadku szpitali miało to mieć aspekt typowo psychologiczny, przeciętny pacjent na prawie medycznym się nie zna, zgodę przeczytał z ww zdaniem, to jest większe prawdopodobieństwo, że swoich praw dochodzil nie będzie, bo wie co podpisał
a sady to odczytują zupełnie inaczej i jeśli jest taka klauzula to jeszcze jest to na niekorzyść szpitala
w przypadku umow nie może być tak, ze ktoś za nic nie chce brac odpowiedzialność, mysle, ze sad mialby odmienne zdanie, ze takie cos jest sprzeczne z zasadami wspołzycia społecznego, nie można cos robic i w ogole za to nie odpowiadać
Tak, jeżeli spojrzeć do art. 385[3] k.c., gdzie mamy katalog klauzul abuzywnych, gdzie jedna ze stron to konsument właśnie. W umowach B2C konsument jest traktowany jako strona słabsza, ale też nie można powiedzieć, że osoba fizyczna nie będąca przedsiębiorcą zwolniona jest z myślenia. Nie jest również tak, że w umowach B2B wszystko jest dozwolone, tyle że w relacjach B2B nie jest tak łatwo powoływać się na naruszenie zasad współżycia społecznego, bo – jak wspominałam we wpisie – od przedsiębiorcy wymaga się więcej.
Przepisy w wielu miejscach niejako faworyzują konsumentów np. że postanowienia niejednoznaczne tłumaczy się na korzyść konsumenta (art. 385 par. 2 k.c.) ale w przypadku umów pomiędzy przedsiębiorcami, jeżeli mamy do czynienia z posługiwaniem się wzorcem umów i niejako wygląda to podobnie jak w przypadku opisanym w moim wpisie, to może się zdarzyć tak, że w przypadku niejasności co do jej zapisów, ryzyko tej niejasności będzie ponosiła strona sporządzająca umowę. Jednak nie wynika to wprost z jakiegokolwiek przepisu, ale praktyki sądowej.
Generalnie, z mojego doświadczenia jako pełnomocnika wynika, że umowa powinna zawsze równoważyć interesy stron, a w przypadku kar umownych nie powinny one prowadzić do wzbogacenia się strony, która z nich korzysta.
Inaczej, zwłaszcza w przypadku kiedy mamy do czynienia z umową zawieraną w pomiędzy dużym podmiotem a małym przedsiębiorcą, a roszczenia są masowe, duży podmiot może spotkać się z usankcjonowanym przez sądy podejściem, że wykorzystuje swoją pozycję i działa wbrew zasadom współżycia społecznego. Wtedy nawet to, że umowa jest B2B nie będzie żadnym argumentem.
W moim przekonaniu, niestety. Uważam, że nikt nie jest zwolniony z myślenia i dbania o własne interesy.
Klauzule abuzywne z art. 385 [3] k.c. dotyczą umów z konsumentami.
Jeżeli chodzi o wyłączenie w umowie odpowiedzialności za niewykonanie lub nienależyte wykonanie umowy, to jest to możliwe (proszę zobaczyć też moją odpowiedź do powyższego komentarza) co do zasady (art. 473 par. 1 k.c.). Nie można natomiast wyłączyć odpowiedzialności za umyślne wyrządzenie szkody (art. 473 par. 2 k.c.).
Kodeks nie wskazuje co jest możliwe w ramach takich ograniczeń dozwolonych na mocy art. 473 par. 1 k.c.w umowach B2B, ale mówi już o tych ograniczeniach w art. 385 [3] pkt. 1 – 2.
W przypadku zrzekania się odpowiedzialności za operację to pomijając aspekt etyki zawodu lekarza, takie zrzeczenie się moim zdaniem jest nieskuteczne, bo nie można wyłączyć lub ograniczyć odpowiedzialności względem konsumenta (a pacjent to nie firma przecież tylko człowiek) za szkody na osobie.
Mam wrażenie, po wpisie Pani Mecenas, że ta firma zmysły postradała, a handlowiec nie wiedział z kim rozmawia… By się wstydził pójść do kancelarii prawnej i takie bzdury gadać 🙂 i jeszcze to święte oburzenie 🙂
Sam ostatnio dla klienta przygotowałem projekt umowy na wykonanie strony www do negocjacji z wykonawcą. Od strony prawnej było wszystko czego klient oczekiwał, od strony technicznej musiał się wypowiedzieć wykonawca jak u niego pewne rzeczy wyglądają. Co do kwestii autorskich wykonawca miał na wstępie powiedziane wprost, że bez przeniesienia całości autorskich majątkowych umowy nie będzie. Po odesłaniu nam komentarzy do umowy moim oczom ukazało się pokreślenie części, o której właśnie wspomniałem. Pokreślenia dokonał właściciel firmy, który nigdy z pomocy prawników nie korzystał… A na koncie setka realizacji. Że mu się ktoś na to godził…
Dziękuję za komentarz. Tu jeszcze w grę wchodzi polityka firmy. Jeżeli firma jest nastawiona na zlecenia masowe, to masowo podchodzi do klienta. I wtedy jest duży opór przed zmianą warunków umowy bo zaburza się w takiej firmie ich równowagę. I ja nawet jestem w stanie to zrozumieć, że to taki model biznesowy. Tylko niestety, z racji tego, że większość z nas umów nie czyta, to potem budzi się w innej rzeczywistości niż ta napisana w umowie.
Często też spotykam się z takim stwierdzeniem i zarzutem – reprezentując klientów w sporach o wykonanie umowy – że handlowiec czegoś nie wytłumaczył, albo nie powiedział. Handlowiec ma za zadanie sprzedać usługę, a nie mówić np. o karach umownych czy wskazywać na zagrożenia, a oczekuje się od niego, że będzie prawie adwokatem czy radcą prawnym.
W naszym przypadku handlowiec przekazywał może i to, co się rzeczywiście dzieje w praktyce, a nie co jest napisane, tylko, że będąc prawnikiem nie mogłam z czystym sumieniem podpisać w imieniu swojej kancelarii umowy tak niekorzystnej i liczyć na to, że „w rzeczywistości będzie inaczej, bo firma dba przecież o klienta”. I stąd ten wpis 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Mnie chyba najbardziej rozbawił zapis w regulaminie, że ja jako klient mam pilnować czy firma wystawiła fakturę zgodnie z umową i jeżeli faktury nie otrzymam i nie poinformuję, to na mnie ciążą konsekwencje niewystawienia faktury. 🙂
To co Pani napisała jest wręcz nieprawdopodobne. Niemniej artykuł bogaty w cenne wskazówki dotyczące podpisywania i przede wszystkim czytania umów 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Panie Marku, bardzo dziękuję za komentarz. Po tylu latach pracy w zawodzie, ciężko jest mnie zaskoczyć, a jednak czasem się zdarza 🙂 Zarówno w pracy za biurkiem czy też za komputerem jak i na sali sądowej, o czym też już jakis czas temu pisałam na blogu: https://karaumowna.pl/wiadomosci-z-sadu-na-goraco-dlaczego-warto-trzymac-kierownice/.
Pozdrawiam serdecznie,
Magda